piątek, 27 marca 2009

Codzienność w Delhi!


Tak w Delhi prasuje sie ciuszki... na ulicy za 2 rupie od sztuki:)

Święte krowy i ruch na ulicach:)




Green Park i oderwanie od halasu i zamieszania prawdziwego Delhi

























Moje ulubione owoce..wygladaja jak malutkie pomidorki i smakuja wysmienicie

Ruch na ulicach Delhi





Wszędzie musi byc McDonald:)


I ciąg dalszy halasu i zamieszania na drogach:)

W oczekiwaniu na autobus...przystanek autobusowy!




Dwa glowne środki lokomocji w Delhi - autoryksza i autobus:)


I kilka zdjęć z zycia autobusów:)





Bileter i "wladca autobusu" w jednym- walący ręką w scianę autobusu i nawołujący do wsiadania:)





Ansal Plaza - jedno z wielu centrów handlowych w South Delhi

Jak widać i tutaj wszytkie marki są dostepne:) South Extension Market.


To najdrozsza reklama w Delhi...

SouthEX -dla Hindusów to ulubione miejsce na zakupy. Zagraniczne marki, eleganckie sklepy..niemal jak w Europie.


A to nasz domek:) Mieszkamy na trzecim pieterku:)

Niestety ten obraz jest powszechny... szczegolnie na budowach...rowniez kobiety nosza cegłówki, kopią...:(

23-27.03.2009
Zaczelo sie interesujaco....Szkola kuchni imienia "Inwencji tworczej Drahanki" przyniosla zgubne efekty. Moglabym powiedziec, ze w Polsce nazwalabym sie kuchta domowa, ale tu chyba jeszcze wiele mi brakuje. W poniedzialek postanowilam zadzialac i ugotowac pyszny obiadek.. polaczenie indyjskiej i europejskiej kuchni. Do tej pory mi to wychodzilo.. w koncu juz nie raz gotowalam "pulao" i wyszlo.. no niestety tym razembylo inaczej i sie nie udalo:) Zalozenie obejmowalo pieczone ziemniaczki z indyjskimi przyprawami. Piekarnika nie ma, wiec trzeba bylo je usmazyc. Problem w tym, ze uzylam nieodpowiedniego tluszczu. Jak na kucharke przystalo.. wzielam "ghee", ktore w wygladzie i smaku przypomina europejski olej i podsmazylazem ziemniaczki... Mialo byc tak pysznie, smacznie, uszy mialy sie trzesc z zachwytu.. a tu niespodzianka..zatrulam sie. Okazalo sie, ze "ghee" to jednak nie jest substytut naszego oleju... wyglada i smakuje podobnie, ale jest znacznie ciezszy i dodaje sie go tylko odrobine do smaku:)
To zem nakuchrzyla:) Kolejne poltora dnia to wylegiwanie w lozku z bolem brzucha, goraczka i co chwile wizyty w toalecie:( Jak widac do mistrzyni kuchni indyjskiej jeszcze wiele mi brakuje, a samo gotowanie nie nalezy do najlatwiejszych.. Ale nie poddam sie!!:)
Kuchnia indyjska chciala mnie pokonac, ale ja pokonam ja.. dzisiaj nabylam ksiazke kucharską, wiec zaczynamy walke z indyskimi potrawami:) Kupilam tak wielka, ze aby ugotowac wszystkie potrawy bede musiala chyba poswiecic kilka lat (koszt 340 rupii).:)
Obok poradnika kucharskiego postanowilam rowniez poszerzyc wiedze w hindi. Drugim moim nabytkiem zostaly rozmowki hindi!!!
Z biblia kucharska w jednej rece i rozmowkami w drugiej zdobęde Indie:)

Z zycia codziennego Delhi dzisiaj pod lupe wzielam komunikacje miejska:) Niestety nie bylo mi dane jej uzyc, bo zarowno Manu, jak i inni przyjaciele zabraniaja mi tego doznania. Podobno w autobusach jest nieprzyjemnie i niebezpiecznie... ale czy tak jest naprawde nie wiem.. to zeznania lokalnych:) Taka opinia tyczy sie jednak tylko komunikacji w Delhi. Mumbaj czy inne miasta maja podobno lepsze rozwiazania (Mumbaj sprawdzilam na wlasnym przykladzie i bylo w porzadku:).
Komunikacja w Delhi nadal pozostaje dla mnie zagadka i znana jest mi tylko z zewnatrz. Wszystkie autobusy wygladaja jak wraki sprzed setek lat, ale jezdza i co ciekawe sa stosunkowo szybkie. Choc w rzczywistosci ich wyglad calkowicie temu przeczy. Szyb najczesciej nie ma, bo jest to naturalna wentylacja, a czasem zamiast otworu znajduja sie kraty.. po co? kto wie... moze aby nie wskakiwac oknami:) Moze sie to wydac smieszne, ale czesto do autobusu wsiada sie wskakujac... tak tak.. autobus zblizajac sie do przystanku zwalnia, a ty masz czas na to, aby wskoczyc. Chyba ze kierowca widzi wiecej ludzi, badz kobiety, to mozna liczyc na zatrzymanie.
Nie wiem dlaczego, ale autobus w Delhi zawsze kojarzy mi sie z zamknietym, ruszajacym sie pudelkiem z malymi otworkami, w ktorych widac scisniete glowki...i do tego najczesciej glowki meskie. Oczywiscie kobiety rowniez uzywaja tego srodka lokomocji, ale zawsze pozostaja w mniejszosci. Co ciekawe kobiety maja nawet specjalnie wydzielone dwa rzedy do siedzenia, na ktorych zaden mezczyna nie ma prawa siedziec. Jezeli nawet siadzie, bo w tym monecie w poblizu nie ma zadnej kobiety, to w monecie, gdy tylko jakas wsiadzie do autobusu, a nie ma innych wolnych miejsc, musi jej ustapic. Kobieta z kolei ma prawo siadac w rzedach dla mezczyzn i nie musi nikomu ustepowac. Taki to przywilej nadano płci pieknej:):) Takie same zasady panuja rowniez w miejskich pociagach np. w Mumbaju (specjalne przedzialy dla kobiet i mezczyzn).
Istnieja jednak dwa problemy w komunikacji autobusowej w Delhi...Pierwszy to olbrzymi tlok... ludziki czasem zwisaja przyczepieni do drzwi, stojacy na schodkach, badz wiszacy na oknach. Drugim jest oznaczenie autobusow tylko w jezyku hindi. Czasem nawet i to nie jest widoczne. Niby kazdy autobus ma swoj numer, ale w praktyce bardziej wyglada to tak, ze podjezdzajac na przystanek 'konduktor" wystawia glowe za okno i krzyczy gdzie autobus zmierza... trzeba jedynie wiedziec co krzyczy, a bez umiejetnosci hindi nie ma szans:( A konduktorzy niemal nigdy nie znaja angielsiego. Wiec mozna liczyc na dobroc innych stojacych na przystanku, badz ryzykowac i wsiadac.. a gdzie sie dojedzie.. to juz przygoda:) W kazdym autobusie jest konduktor, ktory sprzedaje bilet.. ciekawa jestem tylko jak to robi, gdy jest w srodku niemilosierny tlok (co ma miejsce niemal caly czas)...moze fruwa tam...kto wie..a moze wiekszosc jedzie za darmo.. bo konduktor nie dolecial z jednego konca do drugiego:)
To tyle o autobusikach...jeszcze w teorii, ale czuje, ze niebawem i w praktyce:)

W tym tygodniu poznalam kolejny piekny park w Delhi - "Green Park". Z malym zoo w srodku i wielkim stadem saren i jeleni, jak i pieknym jeziorem. Urocze, uspokajajace miejsce. Jakze odlegle od halasu i szalnstwa stolicy Indii:)

Zaczynam szukac pracy i zajecia...Wymyslilam sobie UNICEF, bo w Delhi ma glowna siedzibe na Indie. W zyciu wiele razy przychodzil mi do glowy, jako miejsce gdzie chcialam pracowac, nawet gdy bylam w Polsce. Wiec moze w koncu warto cos zadzialac... sprobuje:):)
To byloby niesamowite doswiadczenie.
Trzymajcie kciuki:)

PS. Moze to niestosowna uwaga, ale trudno.. zaryzykuje:):)....Wiecie, ze w Indiach czesto widzi sie mezczyzn, ktorzy zalatwiaja sie na "kucaka"... tak jak dziewczynki:) Po prostu zatrzymuja sie, kucaja i siusiaja:) Dla mnie to nowosc, jezeli chodzi o meskie wydanie:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz