sobota, 25 lipca 2009

Krótkie streszcznie z Ladakh!!!

Szczesliwa Drahanka na szczycie Stok Kangri (6153 m npm:)

Nasza zwariowana polsko-brytyjsko-nepalijska ekipa na szczycie Stok Kangri:)... Temba, Drahanka, Nurbu i Phil:)


20.06 - 24.07.2009

WROCILAM!!! Miesiac na gorkiej ziemi sprawil, ze fruwam. Bylo przecudownie.... czasem zadziwiajaco, czasem zaskakujaco. Jedno jest pewne.. pokochalam Ladakh. Spedzilam tam ponad miesiac buszujac po gorskich szlakach. Poczatkowo z Manu, potem sama. Nie bylo momentu w calym tym czasie, abym czula, ze chce wracac, ze cos mi nie pasuje. FRUWALAM.. niemal doslownie.
Niestety obecnie nie mam czasu na dluzsze rozpisywanie sie na temat tego miesiaca, gdyz czeka mnie kolejna dwutygodniowa wyprawa do Ladakh, tym jednak razem przez Kasmir i z przyjaciolka z Polski. Dlatego jedynie w kilku slowach uchwyce namiastke tego co przezylam.. na dluzsze opowiesci przyjdzie poczekac trzy tygodnie:)

Zaczelo sie od przejazdu do Leh. Juz sama droga z Manali do Leh powalala. Przecudowne wysokie gory, osniezone przelecze - Rohtang (3980 m npm) , Baralacha La (4892 m npm), Tanglang (5360 m), przez ktore musielismy sie przedzec malym busikiem. Bylo ekscytujaco.
Potem przyjazd do Leh, aklimatyzacja i po dwoch dniach wyruszylismy z Manu na 7-dniowy trekking przez Markha Valley. Do pokonania byly kolejne dwie przelecze, kilka wiosek (Spituk-Yurutze-Skiu-Markha-Hankar-Nimaling-Shang Sumdo). Bylo przecudownie. Mimo, ze szlak jest dosc turystycznie oblegany nam udalo sie go zrobic samemu, bez wiekszego towarzystwa innych turystow. Delektowalismy sie wiec natura:):)
Potem przyszedl czas na kolejna atrakcje. Zalapalismy sie na jeden z najwiekszych festiwali w Ladakh- Hemis Festival. Przepiekne buddyjskie tance, mnisi w przecudownych smoczych maskach.. i ta niespotykana atmosfera.. Takie obrazy jak dotad widzialam tylko na filmach.. teraz czulam sie ich czescia.
Niestety po tym czasie Manu mnie opouscil, a ja udalam sie na wyprawe dalej.. najpierw krotka dwudniowa wizyta nad Pangonong Lake. Jezioro zaskakuje nie tylko lokalizacja (2/3 znajduje sie po stronie chinskiej), ale takze niesamowitym kolorytem wody. Barwy zmieniaja sie co kilka sekund. Od ciemnego,wrecz wpadajacego w czern granatu.. po przepiekny morski blekit. Widzialam w zyciu wiele jezior.. ale chyba to najbardziej zaskakiwalo.
Kolejne dni to juz samo sedno tego co Drahanka kocha. Wybralam sie na 4-dniowa ekspedycje na szczyt Stok Kangri (6153 m npm). Wspinalam sie w doborowym towarzystwie - przemily Brytyjczyk Phil i dwojka Sherpow - Temba i Nurbu. Oprocz samej wspinaczki polaczylo nas swietne samopoczucie i podobne podejscie do gor. Wiec smiech, tance, spiewanie sherpowskich piosenek bylo nierozlacznym elementem wyprawy. Cala wyprawa trwala 4 dni. Przedostatniego dnia dotarlismy do base camp (4900m), skad 00:30 w nocy wyruszylismy na szczyt. Szesc godzin meczacej i stromej wspinaczki po sniegu i lodzie, az o 6:30 stanelismy na szczycie. Drahanka na Stok Kangri (6153 m npm):):) To bylo cos:):) Bylam zmeczona po calej nocy wchodzenia, ale fruwalam!!! Przed nami rosposcieral sie widok na Ladakh, Zanskar, Pakistan!! Stalismy na szesciu tysiacach metrow.. HUUUUURRRRAAA!!!!! to byla jedna ze szczesliwszych chwil w moim zyciu:):):)Potem strome zejscie i juz bylismy w bazie na odpoczynek... wyprawa skonczyla sie pysznym ciastem marchewkowym na 5000m:):):):)
Kolejne dwa tygodnie to juz nieco mnie zwariowane trekkingi i odwiedziny klasztorow. Najpierw tak zwany Baby trek, ktory inni turysci robia w 4 dni, a ja mialam okazje zrobic w dwa:):) (Likir-Yangtang-Hemis-Temisgam-Kalse). Tu spotkalam przemila Polke i z nia delektowalam sie wizyta w Lamayuru.
Ostatnie cztery dni to wydawalo sie latwy trekking z Lamayuru do Chilling. Jak to jednak na Drahanke przystalo po drodze zmienilam zdanie i udalam sie na nieco bardziej odludny, a zarazem bardziej meczacy trekking z Lamayuru do Alchi. Zapowiadalo sie luzno, ale jak sie okazalo wspiecie sie na Tar La (5200m), czy kolejnego dnia na Heptila i Mangyula, dalo sie odczuc we wszystkich miesniach:)
Ostatni dzien w Ladakh uraczyl mnie kolejnym przcudownym buddyjskim festiwalem w Phiang Monastery. Kolejne tanczace smoki, pieknie ubrani lokalni ludzie i ta nieziemska atmosfera gor:):)
Oczywiscie po drodze zdarzaly sie dni odpoczynku, gdzie delektowalam sie wizytami w miejscowych klasztorach (Thiksey, Spituk, Phiang, Stakna, Shey, Hemis, Leh, Lamayuru).

Ladakh ugoscil mnie piekna pogoda, pieknymi trekkingami, pieknym towarzystwem lokalnych ludzikow. To tu wypuscilam swoja gorska dusze w przestrzen. Wymeczylam cialo, ale odzylam duchem. Spotkalam tysiace przemilych ludzi, spalam w homestay razem z ladakhijskimi rodzinami, jadlam lokalne potrawy (niektore przypominajace trawe), pilam lokalna herbate z sola i maslem, odprawialam puja z mieszkancami wiosek, przemierzalam wiele kilometrow piechota, wspinalam sie na wysokie przelecze, szczyty, skad widok zapieral dech w piersiach.... jednym slowem ZYLAM jak to Drahanka zyc uwielbia!!!:):) To byl nieziemski czas...
I co ciekawe, gdy przedwczoraj opuszczalam Leh i kolejne 20 godzin spedzilam w drodze do Manali nasunelo mi sie kilka mysli...do tej pory zwiedzilam kilka miejsc w Indiach i za kazdym razem wydawalo mi sie pieknie (czy to w Gangotri, Badrinath, Vrindavan, Agra, Shimla.. i wielu innych)... te miejsca sa urocze, zaskakujaco piekne. Ale po wizycie w Ladakh ich obraz jakos lekko wyblakl...moze dlatego ze tak wiele z gorskiej duszy jest we mnie... i moze wlasnie ta dusza odnalazla swoj dom??? Czuje ze Ladakh zagoscil tam na nieco dluzej i nieco glebiej:):):)

Na ta chwile koncze i obiecuje wiecej szczegolowych opowiesci po drugim wypadzie do Ladakh:):)

Krotki filmik ze szczytu Stok Kangri - made by Phil:)

2 komentarze:

  1. Chwała Bogu! Cala! i znowu w droge????????????
    pedziwiatr z Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. zazdroszczę tych przeżyć......
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń