poniedziałek, 16 marca 2009

Pierwszy tydzien w hinduskiej krainie

Tuz po przylocie w nowym mieszkanku:) Widoki z balkonu:) Gautam Nagar wita!



Holi festival i umorusani Hindusi:):)

9-16.03.2009
Nowy etap w moim zyciu zaczal sie z momentem przekroczenia bramy lotniska we Wroclawiu. Od tego momentu czeka mnie nowe wyzwanie, nowe zycie, nowe doswiadczenia:). Wierze, ze niezapomniane:)
Z Wroclawia (9.03.2009) wylecialam liniami Lufthansa. Z powodu obecnego kryzysu gospodarczego ceny biletow lotniczych osiagaja niewyobrazalne wysokosci. W grudniu poprzedniego roku za lot w dwie strony z Warszawy do Delhi trzeba bylo zaplacic okolo 1600 PLN, teraz cena jest niemal trzykrotnie wyzsza. A minely przeciez tylko 3 miesiace:(
Niemniej udalo sie. Lufthansa na dana chwile zaoferowala najkorzystniejsze warunki i cene, wiec na jej skrzydlach pofrunelam do Delhi. Nie wiem czy turbulencje wliczone byly w cene, ale trzeba przyznac, ze ich intensywnosc i sila byly zaskakujace. W ciagu obu lotow (Wroclaw - Monachium, Monachium -Delhi) samolot trzasl sie jak galareta. Zawsze chcialam przezyc prawdziwe turbulencje, wiec mialam okazje:) W koncu cos sie dzialo, a ja przeciez to uwielbiam:):) Obsluga samolotu jednak nie byla tak bardzo zadowolona jak ja...w koncu nalewanie napojow, czy chocby chodzenie po pokladzie nie nalezalo do najlatwiejszych:) Ja jednak bylam szczesliwa..trzeslo, obok mnie bylo puste siedzenie, wiec moglam sie rozlozyc jak za dwoch i ogladalam film o wspinaczce w Alpach. Tak minal mi lot:)
Do Delhi dolecialam okolo godziny 8-mej rano (10.03.2009). Manu czekal wraz z taksowarzem na lotnisku, wiec juz po 45 minutach bylam w naszym nowym mieszkanku w Gautam Nagar (South Delhi).
Pierwsze dni to czas aklimatyzacji, chocby do samej pogody. Gdy wylatywalam z Monachium padal snieg, po 7 godzinach wysiadlam w Delhi, gdzie temperatura z samego rana wynosila okolo 31 stopni. Wiec szok termiczny rowniez mnie nie ominal:) W tej chwili w Delhi rozpoczyna sie lato i temperatura jest do wytrzymania. Zobaczymy jednak co bedzie sie dzialo jak podniesie sie do 43 stopni:) Ups....
Nastepnego dnia (11.03) czekalo mnie interesujace przezycie. Obok Divali Festival, jaki ma miejsce w pazdzierniku, drugim waznym swietem w Indiach jest Holi Festival, a wiec festiwal kolorow. Tego to dnia wszyscy swietuja marzac sie nawzajem kolorowymi proszkami. Po ulicach kraza grupki dzieciakow tylko czekajacych na wynurzajace sie z domow osoby, a gdy takowe napotkaja, twoje piekne czyste odzienie, jak i cialo przemienia sie w game kolorow, od zoltego, poprzez pomarancz, roz, az do fioletu. Aby nie bylo za latwo z dachow i balkonow zrzucane sa woreczki z kolorowa woda, takze niebezpiecznstwo czycha na kazdym kroku. Zabawa zaczyna sie od samego rana, a wiec juz okolo poludnia wszyscy sa umazani, kolorowi i szczesliwi:) Pragne jedynie dodac, ze te farby wcale tak latwo nie schodza:) Sprawdzialam to na wlasnej skorze, piszac doslownie:) Co ciekawe nawet po kilku dniach mozna spotkac osobki, z rekoma brudnymi od farby.. znaczy to, ze ich holi festival byl bardzo intensywny i radosny:)
Obok brudnych od kolorow ludzikow, brudne staja sie rowniez ulice. Niektorymi nawet plyna kolorowe strozki. To niesamowite przezycie widziec tych umorusanych Hindusow.:) Niemal jak powrot do dziecinstwa, ale z wlaczeniem wszystkich grup wiekowych:)
Ciesze sie, ze wrocilam do Indii, pokochalam ten kraj kilka miesiecy temu i jest mi teraz bardzo bliski. Bliski dzieki kulturze, ludziom, bliski dzieki Manu. Moje serce cieszy sie bedac tu:):)
Kolejne dni to sprzatanie i urzadzanie mieszkania...niby nic szczegolnego, wiec pominiemy ten temacik.
Ze smiesznych sytuacji moge przytoczyc umowe o mieszkanie, ktora Manu mial do podpisania:) Nie byloby w niej nic szczegolnego, gdyby nie specyficzne podpisy... za pomoca odciskow palcow. Gdy to zobaczylam przyszly mi do glowy czasy sredniowiecza.. gdzie ja jestem... hmm:):) Potem podpytalam Manu jak to mozliwe, skoro dotychczas widzialam przeciez, ze Hindusi posluguja sie normalnymi podpisami. Odpowiedz byla prosta - istnieje grupa starszych, ktorzy nie potrafia pisac, albo od mlodosci uzywaja tylko takiego podpisu. Podobnie jezeli chodzi o ludzi biednych, niewyksztalconych. No coz... wszystko jest mozliwe...i to jest w Indiach najpiekniejsze:)
Z innych bardziej przyziemnych rzeczy to - wywoz smieci:) Tu spacerujac po ulicy zaczepia sie napotkanego ludzika i wynajmuje go na wyrzucanie smieci co kilka dni, a w ramach miesiecznej oplaty placi sie 50 rupii - okolo 3PLN. Cos mi sie wydaje ze nasze wywozki smieci sa bardzo kosztowne:):)
W ramach mojej ideologocznej walki z rykszarzami cosik sie zmienilo. Ostatnio trafiam na sympatycznych i w miare uczciwych. Zawyzaja cene, ale nie przeginaja.. Czy cos sie zmnilo?!?!? Hmmmm.... To ciekawe...:)
Obok walki pozostaje jednak normalne zycie:) Nasze mieszkanko zlokalizowane jest w trzypietrowym budynku. Jego wlascicielami jest tradycyjna hinduska rodzina.. i z tym wiaze sie kolejna intrygujaca historia. W Indiach nie jest tolerowane zycie w jednym mieszkaniu kobiety i mezczycny bez aktu malzenstwa. Dlatego tez Manu musial sie posunac do malego naduzycia:):) Dla opini publicznej, a szczegolnie mieszkancow kamienicy jestesmy wiec juz malezenstwem:) Ciekawe tylko kiedy ten slub byl,gdzie sie odbyl, ilu bylo gosci. Tworzymy wiec nowa interesujaca historie.. nie ma wyboru. Zycie "na kocia lapke" jest tu bardzo negatywnie postrzegane, wiec lepiej nie ryzykowac... Czy znaczy to juz ze mam prawdziwego meza? Ale bez formalnosci?!?! haha:)

3 komentarze:

  1. Nawet sobie nie myśl,ze daruję Ci ślub i WESELE..jak przyjdzie czas oczywiście...
    Buziaki
    Betka

    OdpowiedzUsuń
  2. Sloneczko,
    masz to jak w banku... oby tylko byl:):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. no dragon ty to masz farta - w czasach kryzysu nawet na slubie oszczedzilas :) a my na prezentach - jednak pomyslisz czasem o znajomych :)

    OdpowiedzUsuń