wtorek, 12 maja 2009

Yamunotri - jedno z czterech swietych miejsc Char Dham


Przygoda na trasie...cale szczescie nikomu nic sie nie stalo:)
Pasazerowie w drodze do Barkot:)

Widok na Himalaje z Janki Chatti! Cudo!

Wyruszam w droge do Yamunotri. 5 km wspinaczki przede mna!:)


Widok na Janki Chatti w dolinie (2575 m npm)





Pogoda byla okropna, co chwila padal deszcz badz grad:(

I jest...przede mna Yamunotri (3165 m npm)






Cel tysiaca pielgrzymek...swiatynia w Yamunotri!!



Chora, wymeczona, ale nadal usmiechnieta:)




Naturalne gorące źródło, tuz przy swiatyni!


Widok z pokoju:)


Ostatnie spojrzenia na Yamunotri...w drodze powrotnej!





Swoiste "lektyki" przygotowane do drogi:)




Niestety tlok na trasie wielki...tysiace pielgrzymow, koni, tragarzy... ciezko o chwile spokoju, badz samotnosci:(
Czasem robil sie korek...zbyt wielu tragarzy, zbyt wiele "lektyk" z leniwymi Hindusami:)





Kilka ujec z trasy: lektyki, wymeczeni tragarze...sedno Yamunotri:)



















I takie widoki przez cala droge:) Cudo!!!







Przy takich podejsciach wniesienie kogokolwiek to naprawde wielki wyczyn. Gratulacje dla nich!!!





No i bohaterowie Yamunotri - tragarze:)




Ten widok byl nagroda, gdy zeszlam do Janki Chatti:)


Dworzec autobusowy w Janki Chatti.
Spacerek po wiosce Kharasali!












Takie widoki powalaly!

Przecudowna, stara, rzezbiona swiatynia w Kharasali!


Mieszkancy Kharasali...widac himalajskie rysy:):)










Emblematy na scianach swiatyni!





Na scianach swiatyni mozna bylo znalezc setki starych monet..
m.in. takich jak ta z 1900 r.
Byly tez i starsze!!!
Sympatyczni mieszkancy Kharasali!





I ciag dalszy starej zabudowy wioski!


Sunny Temple... na jej drugim pietrze miesci sie maly oltarz, gdzie odprawiana jest puja.
Widoki z wioski na okolice!




Mieszkanka wioski...jak zwykle w trakcie pracy:)

I kilka ujec przesympatycznych dzieciaczkow:)























Widok na Janki Chatti.. tam spalam!

Miejsce gdzie wszyscy tragarze musza sie rejestrowac. Pelna organizacja!
Ostatnie spojrzenie na gory..
...tuz przed wyjazdem i przed wschodem slonca!

4-7.05.2009
Ten tydzien nie byl dla mnie sprzyjajacy, a moze nawet pokusilabym sie o stwierdzenie, ze nalezal do jedych z bardzej pechowych:) No coz.. czasem moze i takie sa potrzebne, aby docenic te dobre:)
Sama droga do Yamunotri nie byla latwa. Jak sie okazalo nie bylo bezposredniego autobusu z Rishikesh, wiec czekaly mnie meczace przesiadki. Z Rishikesh wyruszylam wiec autobusem o 4:15 rano do Dharasu (130 rupii). Meczaca droga, wielkie wertepy, ale i piekne krajobrazy. Niestety okolo 10 km za Chamba zaliczylismy wypadek. Na zakrecie kierowca nie wyrobil i z maksymalna sila uderzyl w ciezarowke jadaca z przeciwnej strony. Poza silnym wstrzasem nikomu nic sie nie stalo. Najwieksze szczescie mial kierowca, gdyz to jego rog ucierpial najbardziej, a on niemal wbil sie w ciezarowke. Autobus utknal. Godzina posiedzenia na ulicy i zaczeli dzialac. Myslalam, ze bileter zglosil wypadek i jak to zwykle bywa za kilka godzin zostanie podstawiony nowy autobus. Ale nie... tu niespodzianka. Kierowca wrac z pomocnymi pasazerami wypchali autobus, potem odlamali wystajace czesci i powiedzieli: "W droge". Mnie wmurowalo. Przedniej szyby nie bylo, wspornik laczacy dach z maska byl calkowicie wylamany, wiec dach wisial ponad kierowca, caly prawy rog byl maksymalnie wgiety... a oni mowia jedziemy dalej?!?! Szok:):) No ale pojechalismy i to nie tylko do nastepnej wioski czy nastepnego miasteczka, ale zgodnie z zalozeniem do Uttrakashi.
Mnie troche bolal kark od uderzenia i poobijalam sobie kolana, ale cale szczescie nic wiecej:)
Po kolejnych 3 godzinach jazdy dojechalismy do rozdroza, gdzie byla moja wysiadka. Dharasu to miejsce, gdzie rozchodza sie drogi: jedna prowadzi do Yamunotri, druga do Uttarkashi. Mailam szczescie, bo jak tylko wysiadalam z jednego autobusu, zalapalam sie na kolejny autobus, tym razem do Barkot. Wiec tylko przeskoczylam z jednego do drugiego. Wczesniej okazalo sie, ze bezposredni autobus do Yamunotri wlasnie odjechal, wiec nie mialam wyboru, jak wybrac kolejna przesiadke, tym razem w Barkot. Autobus do Barkot (50 rupii) byl znacznie mniejszy, ale siedzialam z przodu na najwygodniejszym siedzeniu, wiec droga nalezala do przyjemnych. I do tego te piekne krajobrazy wokolo:) Co ciekawe tym razem jednym z pasazerow byla koza:) Haha.. uwielbiam ta pasazerska roznorodnosc w Indiach:) Tlok, scisk.. a miedzy nami koza:)
Po dwoch godzinach dojechalismy do Barkot. To mala miescina w gorach, tak naprawde jedna ulica z duza iloscia kramow i barow po obu stronach. Tu mialam kolejna godzine postoju.. ale to dobrze, bo zaopatrzyalam sie w zywnosc, skorzystalam z toalety i cala i szczesliwa ruszylam dalej. Kolejne dwie godziny to jazda pelnym autobusem z Barkot do Janki Chatti (40 rupii). Teraz juz wjezdzalismy w przecudowna doline, na koncu ktorej wznosily sie piekne osniezone Himalaje.. W koncu jestem w wysokich gorach!!!
W autobusie poznalam kilkoro innych podroznikow, ty razem Hindusow - dwoch starszych panow i starsze malezenstwo. To z nimi udalam sie na poszukiwanie pokoju, gdy dotarlismy na miejsce. Wieksza grupa mielismy szanse wynegocjowac lepsza cene. I udalo sie. Za wielki pokoj z 4 lozkami zaplacialam 150 rupii:) Niestety obsluga nie mowila po angielsku i to byla wada:(
Janki Chatti jest ostatnim przystankiem na drodze do Yamunotri. Od tego miejsca juz tylko nogi moga zaprowadzic cie w wysokie gory. Yamunotri jest jedny z czterech swietych miejsc w Indiach zaliczanych do Char Dham (obok: Gangotri, Kedarnath, Badrinath). W kazdym z tych miejs znajduje sie swiatynia, i kazde z tych miejsc jest swietym centrum pielgrzymkowym odwiedzanym rocznie przez miliony Hindusow. Z tego powodu spokoju tu raczej zaznac sie nie da:( ale co ciekawe.. brak obcokrajowcow. Przez dwa dni nie spotkalam nawet jednego... bylam wiec jak odludek:):)
Janki Chatti jest skupowiskiem barow, malych kramow z zywnoscia, hoteli, jak i szlasow, w ktorych zyja "tragarze". Nieco wiecej o nich bedzie dalej:) Miejsce nie powala wygladem, ale jak spojrzy sie dalej, na doline, przed siebie... dech zapiera piers, oczy staja sie wieksze... Przecudowne osniezone Himalaje witaja.. i ta zielen ponizej nich!!! Cudo!!!
Tego dnia poszlam juz tylko z jednym z towarzyszy na krotki spacer po sasiedniej wiosce - Kharasali. Wioska przecudna , ze stara zabudowa, z widokiem na Himalaje.. czego wiecej pragnac:):) No i potem ta nieszczesna kolacja, ktora tak pomieszala mi w planach. Caly dzien nic nie jadlam i kolacja zjedzona w hotelu wydawala sie wysmienita...niestety jej skutki czulam przez nastepne kilka dni. Zatrulam sie!!! Juz rano czulam, ze nie domagam, dlatego nie wybralam sie w droge z cala reszta ...zostalam dluzej w lozku, myslalam, ze przejdzie, niestety sie mylilam. O 9-tej zebralam sie jednak i ruszylam w droge. I to byl blad. Przede mna niby tylko 5 km drogi do swietego miejsca - Yamunotri. Nawet z balacym brzuchem nie bylo to wiele.. nie sprawdzialam jednak przewyzszenia. Okazalo sie, ze 5 km to podejscie 600 metrow (Janki Chatti 2575 m, Yamunotri 3165m npm), a to juz robilo roznice, gdy czulam sie tak slabo. Droga piela sie stromo wyzej i wyzej, a ja nie mialam sily. Zatrucie, rozwolnienie polozyly mnie na lopadki. Do tego straszna pogoda. Co chwila wielka burza, olbrzymi grad...i tysiace postojow, raz z powodu desczu i gradu, innym razem w powodu braku sil. Same wejscie jest storme, ale widoki wokolo piekne...gdy nie pada oczywiscie:)
Nierozlacznym elementem krajobrazu sa jednak tragarze. Jak wszech wiadomo Hindusi nie lubia chodzic, biegac, meczyc sie... dlatego tak szeroko rozwinieta jest tu organizacja tragarzy. Ale nie wyobrazicie sobie jakich... zacznijmy od mniej szokujacych. Pierwsi to pociagacze koni.. oki.. jazda konna pod gore.. w porzadku. Potem specyficzne lektyki...czterech silnych mezczyzn niesie swoista lektyke, na ktorej siedzi wygodnie usadowiony Hindus.. oki. To tez normalne. Ale ostatnia forma, najbardziej szokujaca, to mali, drobni Hindusi, ktorzy na swoich ramionach nosza bambusowe kosze, w ktorych siedza ludzie. To dopiero szokuje!!! Maly Hindus, wazacy jakies 60 km, niesie pod gore na swoich barkach czasem 100, 130 km ciezar. Takich tragarzy sa tysiace i nie zartuje. Ta forma jest najtansza, wiec niemal kazdy wlasnie w taki sposob dostaje sie do Yamunotri. A mnie serce bolalo za kazdym razem jak widzialam mijajacego mnie tragarza. Szok ile maja sily i motywacji. Czasem wielki Hindus ledwo miescil sie w koszu, ktory niesiony byl przez malego czlowieczka. Jak oni to robili?!?! Nie wiem!!! Niestety jestem pewna, ze za taki wysilek dostaja marne grosze:(:(
Ja jednak mimo choroby i wielkiego oslabienia wykorzystalm moje nog i z tego sie ciesze...
Gdy dochodzialam do Yamunotri rozpetala sie tak straszna burza i spadl taki grad, ze wszystko stalo sie biale, pokryte lodowa warstwa. Yamunotri polozone jest na koncu doliny, powyzej juz tylko Himalaje. Znajduje sie tu sliczna swiatynia, skupisko kilku kramow, jeden ashram, i dwa inne male hoteliki. Odwiedzialam swiatnie, ale bylam tak zmarznieta, ze nie pozostalam tam dlugo. Obok swiatyni znajduje sie naturalne gorace zrodlo i wiekszosc Hindusow zazywa tu kapieli. Ja jednak bylam wykonczona, odwodniona i zmrozona, wiec nie oddalam sie tej rozkoszy. Poszlam do Ashramu skorzystac tylko z toalety, ale zatrucie tak mnie rozlozylo ze zostalam tu przez jeden dzien w miejscowym szpitalu pod okiem doktora. Dreszcze, temperatura, maksymalne oslabienie...cale szczescie doktor odwiedzal, dawal leki. Noc byla ciezka, ale jakos przezylam:) Poniewaz z powodu wysokosci temperatura w Yamunotri jest bardzo niska (w nocy minusowa), nie moglam pic, a odwadnialam sie coraz bardziej. Sympatyczny doktor chcial mi uzupelnic plyny i podac glukoze dozylnie, tak aby mnie wzmocnic. Nie zgodzilam sie jednak, gdyz analizujac pech jaki mi towarzyszyl od kilku ostatnich dni postanowilam nie ryzykowac uzywania strzykawek i bezposredniego kontaktu z moja krwia. Aby sie nie odwodnic calkowicie musialam wiec zejsc na dol... pogoda tego dnia byla piekna, sloneczko grzalo, piekne Himalaje nad nami, a ja powolutku dreptalam na dol. I dodreptalam. Niestety nadal nie moglam wiele pic.. za zimno.. Organizm nie przyjmowal wody, bo to chlodzilo jeszcze bardziej.. a slodka indyjska herbata?!?! NIE!!! Postanowialm wiec wracac do Delhi, zbyt duze odwodnienie, oslabienie.. trzeba sie wykurowac:)
Tego dnia nie mialam juz sily na wiele, wiec tylko pospacerowalam do tej pieknej wioski. Tu poklikalam piekne zdjecia starych drewnianych himalajskich domkow, jak i sympatycznych mieszkancow. Zauroczyla mnie miejscowa swiatynia- drewniana, bardzo stara, z duza iloscia rzezb, czy ponawieszancyh starych monet (niektore z nich z 1900 roku i starsze; niesamowite!!). Do tego przemili mieszkancy, z ktorymi siedzialam na placu i sie integrowalam.
Kolejnego dnia musialam zjechac... zdrowie nie pozwalalo szalec dalej. Wczesniejszy plan zakladal, ze pojade do Kedarnath, ale teraz nie mialam sily. Z rana zlapalam autobus do Barkot (40 rupii). Tu chcialam przesiasc sie w autobus do Rishikesh i stamtad do Delhi, ale w momencie gdy tam dotarlam, wlasnie odjezdzal autobus do Dheradun, wiec zmienilam trase (120 rupii). W koncu wiele drog prowadzi do Delhi. Droga do Dehradun byla przepiekna, widoki powalaly.. ja niestety czulam sie nadal slaba. Na miejsce dojechalismy dopiero okolo 17-tej. Tu kolejna przeszkoda. Wysadzili na Mussoorie Bus Station, a ja musialm dostac sie do I.C.B.T. Dzielona ryksza numer 5 (7 rupii) i udalo sie. Gdy dotarlam na dworzec akurat odjezdzal autobus do Delhi (145 rupii). Kierowca jechal jak wariat, wyprzedzal, wymijal..ale dziki temu po 6-ciu godzinach dojechalismy do Delhi (rekord.. ta trase przemierza sie w 8 godzin:):). Tu juz czekal na mnie Manu..
Uff... dotarlam.. teraz trzeba wypoczac!

2 komentarze:

  1. oj, kobieto, kobieto... dobrze, zes tam nie zostala...

    OdpowiedzUsuń
  2. oj, ostatnio milczysz, chyba nie czujesz sie najlepiej...

    OdpowiedzUsuń