poniedziałek, 7 września 2009

Ostatnie chwile w Kaszmirze i powrot do Polski

Juz w domku... z pieknym mehandi na ciele:)

Wspomnienia z Kaszmiru - Dal Lake, Srinagar!
Drahanka i kwiat lotosu:)
Pływajac po jeziorze Dal! Srinagar!



Kolejne przepiekne kaszmirskie jezioro:)
Dwa lobuziaki:)
Manu i Umar!

Ktos tu sie wybral na szaber... oj ten ciarny lobuziak:)
Przepiekne pola ryzowe Kaszmiru!
Byly tez ogrody Mughal!




Niestety druty kolczaste sa norma...
Ogród Pari Mahal...



Zachod slonca nad Dal Lake:)


Moje ulubione kaszmirskie autobusy:)..
niemal jak z innej epoki:)
Tuz przy granicy z Pakistanem:)
Za tymi gorami mamy Pakistan:).. a do tego ktos tu sie zmeczyl:)
Biegiem do Pakistanu???

Czy widzisz gołębia?
Gulmarg...wspinalismy sie na te szczyty, ale pogoda niepozwolila..
Szkoda, bo widac stamtad Nanga Parbat...a za kolejnym pasmem (15 km dalej) jest juz Pakistan:)
Wielki meczet w Srinagar:)... niemal jak Taj Mahal:)
Moje ukochane dzieciaczki ze Srinagar:)
Uwielbiam ich:)
Obok pieknych zabytkow sa tez druty kolczaste:)
Jezioro Dal
Typowe stroje kobiece... przyznaje sie.. nie przymierzalam:):)
W drodze do Pahalgam:)
Ktos skakal z radosci:)

Ktos skakal jak wariat:)
Uroki Kaszmiru... przecudowne gorskie rzeki:)



Powrot do Delhi...nawet chmury nas zegnaly:):)

20-29.08.2009
To był piekny czas z Manu. 9 dni w Kaszmirze minelo jak chwilka.
Podczas mojej ostatniej podrozy do Ladakh przecielam jedynie Kaszmir. Tak mnie jednak zauroczyl, ze moim celem stalo się wrócić tam na nieco dłużej. Plan zakładał piekne gory, zwiedzanie wiosek, integrowanie się z lokalnymi ludzmi. Nie wszystko się udalo, ale i tak wyjazd byl przepiekny. Zwiedzilismy wszystkie ogrody w Srinagar (Nishat, Shalimar, Pari Mahal), pływaliśmy shikara po Dal Lake, zwiedzaliśmy wielki meczet (Hazratbal Shrine). Nie obeszlo się również bez spotkania z natura i gorami:0 Chodzilsimy po Gorkach w Gulmarg i Pahalgam, czy tez spacerowalsimy niemal na granicy z Pakistanem. Było pieknie i romantycznie. Do tego towarzyszylo nam pyszne kaszmirskie jedzenie… dokladnie cos dla Drahanki – mięsko:) Mniam, mniam. Jedyne co w jakis sposób mnie nie urzeklo to mentalność ludzi..Sa bardzo zamknieci, traktuja cie z rezerwa i generalnie bardzo ciezko nawiązać z nimi kontakt. A ja przeciez uwielbiam ludzi i w podróżowaniu to jeden z głównych elementow. No niestety w przypadku Kaszmiru troszke niezaspokojony:). To prawda, ze wiele czasu spedzilismy z bliskim przyjacielem Manu – Umarem. Umar widywal nas każdego dnia, wozil po roznych zakatkach Kaszmiru, był przesympatyczny i towarzyski. Ale Umar był nam bliski, a analizując postawe osob, które spotykasz na ulicach czy w sklepach, wlasnie takie odczucia przeważają. Może trafilismy na niedogodny czas, bowiem w momencie gdy przyjechaliśmy do Kaszmiru rozpoczynal się ramadan, wiec zakazane było spozywanie jakichkolwiek posiłków w godzinach od 5-19. To oczywiście w jakis sposób wpływało na humor,czy aktywność lokalnych.
Niemniej czas w Kaszmirze był piekny. Nie spalismy na łodziach na jeziorze, gdyz tansze pokoje przerażały wygladem i warunkami, a te droższe powalaly cena. Udalo nam się jednak, gdyz znaleźliśmy przepiekny pokoik, tuz nieopodal jeziora i to za niewygorowana cene:).
O Kaszmirze mogłabym pisac wiele…ale to w kolejnych postach razem ze zdjęciami:)

Niestety po tym wypadzie w Kaszmir przyszedł czas powrotu do Polski. Moja wiza wygasala 3.09, wiec nie zostalo mi wiele czasu. Do tego mój lot był zarezerwowany na 1.09, wiec ostatnie dwa dni to bieganie po sklepach, pakowanie, robienie mehandi i spotkania ze znajomymi. Zwariowany, szalony czas:) Samo umalowanie raczek i nózek zajęło ponad 4 godziny:):):)
Los mi jednak sprzyjal… dalam rade spakowac się do plecaka (co wg mojej przyjaciółki mialo graniczyc z cudem), nie zaspalam na samolot, mimo ze ostatnie dwie noce mielismy nieprzespane z zabiegania… a na lotnisku okazałam się najwieksza szczesciara na swiecie:)
Otoz przy odprawie bagazu dostalam informacje, ze na ta chwile nie dostane numeru siedzenia w samolocie, bo podobno jestem za pozno (co ciekawe odprawialam bagaz 2 godziny przed odlotem, dlatego fakt, ze jestem za pozno, nieco mnie zaskoczyl, no ale coz…) Bylam tym faktem nieco podlamana, gdyz zaplanowalam siedzenie przy oknie, podziwianie widokow.. w koncu mój lot był w ciagu dnia. A tu niespodzianka… nie ma zadnego siedzenia.. może dadza mi miejsce pilota. Nie mam doświadczenia w sterowaniu samolotem, ale w koncu byloby to nowe wyzwanie.. czemu nie:)
Przy wejściu do samolotu okazało się, ze to mój szczesliwy dzien. Mój bilet zostal podniesiony do klasy biznes:) Czekal mnie wiec lot w biznes klasie i to w Lufthansie. Czy mogłam wymarzyc sobie lepszy lot do Polski:)
Siedzenie przy oknie, piekne widoki, przecudowne jedzenie, niemal jak w renomowanej restauracji, z obrusem na stole, piekna zastawa, niesamowitym menu i przemila obsluga na kazde zawolanie. Do tego niesamowicie wygodne siedzenie rozkladane do pozycji lozka, nawet z masazem. Nie wspomne juz o rozrywkach.. różnorakie kanaly dostępne we wszystkich jezykach. Mój plan zakładał ze będę spala w samolocie, ale takie luksusy mi na to nie pozwolily. To prawda poczatkowo bylam nieco skrepowana, gdyz moimi towarzyszami byli jedynie biznesmeni w gajerkach. A tu niespodzianka.. Drahanka w sztruksach i zwyklej koszulce, a do tego mehandi na rekach i nogach. Ni jak nie pasowalam do tego towarzystwa:)… ale co tam:)
Po godzinie przywyklam i korzystalam z urokow biznes klasy. W koncu to może jedyny raz w zyciu:)!!!
Tym sposobem lot do Monachium spedzialam w luksusowych warunkach. Wygoda i piekne krajobrazy za oknem. Jakze piekne gory mijaliśmy przelatując nad Uzbekistanem, czy Pakistanem..Morze Kaspijskie tez urzeklo swoim kolorem i linia brzegowa!!!
Czegho mogłam sobie wiecej zyczyc…
W Monachium trzygodzinne oczekiwanie na samolot do Wroclawia… i popołudniu bylam już niemal w domu. Kolejne mila niespodzianka. Samolot z Monachium zrobil koleczko i zakręcił dosłownie nad Wroclawiem. Wroclaw z lotu ptaka zauroczyl. Zaskoczyl mnie jednak rozmiarem. Wydal się taki malutki, ale co się dziwic, gdy porównamy go z rozmiarem 14 milionowego Delhi bądź 18 milionowego Mumbaju. Wydaje się być mala wioska:):)

No wiec wróciłam na polska ziemie.. teraz czas na rodzine, przyjaciol i uzupełnianie zaleglosci na blogu. A jest tego wiele.
Wrocilam i ciesze się, ze tu jestem..ale po takim czasie moje serce jest również w Indiach i teskni za nimi!!!

2 komentarze:

  1. O mój Boże...i co teraz? jak Ty wytrzymasz w kraju? nie moge sobie tego wyobrazić:) poznałam Cie, kiedy byłas w podróży...Ty z podróży, Ty z podróży...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej:)
    no wlasnie ja tez sie zastanawiam jak ja wytrzymam:):)
    Zobaczymy...:)

    OdpowiedzUsuń