czwartek, 3 grudnia 2009

Ladakhijskie klasztory - Phyang i Spituk:)

Phyang Monastery!

Stupy i piekny widok na Stok Kangri w tle




Wioska Phyang







Drahanka w Phyang:)
Klasztor Phyang na wzgórzu





Widok z klasztoru na doline
W klasztorze miesci sie szkola dla malych mnichow:)
Takich wiec skrzatow mozna spotkac wielu:)

Przez caly dzien towarzyszyl mi ten widok.. Stok Kangri (6123 m npm)
Ladakh w glownej mierze ma pustynny krajobraz.
W dolinach jednak panuje piekna zielen:)
Drahanka i wnetrze klasztoru:)

Swiete ksiegi buddyjskie!


Wnetrza swiatyn...


Buddyjska ksiega w lokalnym jezyku - bodhi.




Klasztorna biblioteka





Widok z dachu na okolice




Widac jak dobrze mi tam bylo:):)


Głowny dziedziniec klasztoru:)




W drodze powrotnej:)










Spituk Monastery
Widok na Leh i lotnisko:)
Klasztor Spituk w calej okazalosci:)




Widac nawet pas startowy:)

Tara Temple










Wejscie do jednej ze swiatyn:)
Widok w kierunku Shey, Thiksey, Karu...
Za tym pasmem znajduje sie dolina Markha:)
Jedna z trzech swiatyn..










Wioska Spituk znajduje sie nieopodal...











Taniec z włosami:)
W tej czesci znajduje sie swiatynia z 16-tego wieku z przepieknymi malowidlami.





Lotnisko i Leh w calej okazalosci:)

Tu tez spotkalam przesympatyczna rodzinke z Kalkuty:)
Ostatnie spojrzenie na klasztor Spituk:)



Po powrocie do Leh...widok z Leh na Stok Kangri:)


12.07.2009
Nie moglam sie dzisiaj dobudzic.... moze to emocje po wyprawie na Stok Kangri nadal drzemaly we mnie:) A moze dopiero teraz prawdziwe zmeczenie wyszlo na jaw:) Kto wie:)
Okolo godziny 10 zebralam sie jednak i opuscilam pokoj. Umowilam sie bowiem z Phil'em i jego znajomymi w centrum Leh. Posiedzialam z nimi jednak tylko chwilke, gdyz ciagnelo mnie dzisiaj na zwiedzanie. Dlatego krotkie spotkanko i w droge:) Na dzisiaj wymyslilam sobie wizyte w dwoch klasztorach w okolicach Leh.
Pierwszy z nich to klasztor Phyang pochodzi z 16 wieku i polozony jakies 18 km od Leh. Po dotarciu do dworca autobusowego od razu udalo mi sie zlapac autobusik zmierzajacy w tym kierunku (20 INR), no i mialam szczescie, gdyz jechal bezposrednio do wioski. Inne busiki tylko na chwile przystaja na skrzyzowaniu z droga na Srinagar, a potem spacerkiem trzeba przemierzyc ostatnie 2.5 km:):) Wiec udalo mi sie:)
Klasztor Phyang ma przepiekna lokalizacje (zreszta jak wiekszosc ladakhijskich klasztorow:). Polozony na wzgorzu dominuje nad cala dolina, a na wprost ma przecudowny widok na Stok Kangri:). Caly dzien patrzac w jego kierunku niedowierzalam, ze tam wlasnie bylam...tam wysoko:):) WOW.. chyba dopiero teraz dochodza do mnie wszystkie przezycia ostatnich dni:)
Wioska Phyang polozona jest nieco dalej, w głąb doliny... Kilkadzisiat malych domkow, pochowanych gdzies pomiedzy drzewami, a wokolo wysokie gory. Pieknie!
Przechadzke po okolicy rozpoczelam od miejsca, gdzie znajduje sie rzad przepieknych stup i modlitewne tybetanskie koło. Przepieknie tu.
Potem pospacerowalam do klasztoru. Niestety na poczatek byl zamkniety wiec pozostalo mi tylko spacerowanie po jego zewnetrznych dziedzincach:). W pewnym momencie pojawila sie jednak grupa wycieczkowa mlodziezy,a za nim jeden mnich, ktory pozwolil nam pozwiedzac wnetrze klasztoru. W jednej ze swiatyn znajdowala sie ladna statua Avalokitesvara, w innych z kolei mniejsze posagi bóstw. Atmosfera w klasztorze byla niesamowita.. moze przez ta cisze, moze przez ten brak turystow. Niemniej najwieksze wrazenie zrobil na mnie wyglad samego klasztoru, jak i nieziemskie krajobrazy wokolo. Dwa tygodnie pozniej zawitalam tu ponownie...mialam bowiem przyjemnosc uczestniczyc w festiwalu w tym o to klasztorze i to bylo juz calkiem inne, niezapomniane doswiadczenie. Ale o tym w jednym z kolejnych postow:)
Po opuszczeniu klasztoru czekala mnie 40 minutowa przechadzka. Schodzilam w dol doliny, podziwiajac, gorujacy nad innymi szczytami, Stok Kangri. Sloneczko swiecilo prosto w twarz, rozjasnialo okolice, a ja czulam sie szczesliwa. Ostatnie dni byly niewiarygodne, a kazdy dzien w Ladakh przyprawia mnie o motylki w brzuchu.. rowniez ten tutaj:):)
Dochodzac do glownej drogi zlapalam autobus do Spituk (5 INR). Przede mna kolejna atrakcja.. tym razem klasztor w Spituk (16 wiek). Jest polozony rownie pieknie jak poprzedni, na wzgorzu, z pasmem wysokich gor w tle i widokiem na Leh. Dodatkowo goruje nad lotniskiem, gdyz pas startowy konczy sie niemal przy klasztorze. Wioska Spituk znajduje sie u podnoza wzgorza i ma rownie piekny wyglad jak sam klasztor. Wewnątrz klasztoru znajduja sie trzy swiatynie. W pierwszej z nich - Tara Temple - spotkalam przemilego lamę, ktory oprowadzil mnie po glownych czesciach swiatyni. Kolejna swiatynia znacznie wieksza, z glownym miejscem modlitw. Ostatnia z kolei stanowila najstarsza czesc calego klasztoru z przepieknymi starymi malowidlami. Niestety zdjecia zabronione:(. Po swiatynnych wnetrzach przyszedl czas na okolice klasztoru.. i tu znow moje serce zabilo znacznie szybciej. Przepieknie!!
Okolo 17-tej przyszedl jednak czas powrotu do Leh...najpierw jednak czekalo mnie półgodzinne oczekiwanie na autobus:) W Ladakh jednak czas nie ma znaczenia, kazda minuta jest cenna, bez znaczenia gdzie sie jest! Nawet siedzac przy ulicy w oczekiwaniu na podwiezienie.. w koncu wysokie Himalaje wokolo:)
Po powrocie do Leh szybkie zakupy, pyszna kolacja w Norlakh, wizyta w Snow Field, gdzie chlopcy przekonali mnie do przedluzenia mojego kolejnego trekkingu o odcinek Z Lamayuru do Chilling, a na wieczor przesympatyczny wieczor w Spon GH. Tego dnia do Guesthous'u zjechala cala kochana rodzinka - rodzice, Tashi, Tinle. Jakie to niesamowite, ze przez ostatni miesiac stali sie moja rodzina. Niemal kazdy wieczor spedzony w Leh polegal na nasiadowkach w ich pokoju, rozmowach, smiechach. Traktuja mnie jak czesc swojej rodziny, podobnie jak i ja ich. Nadali mi nawet przezwisko "Gori", ale to tylko dlatego, ze Manu kilka razy uzyl tego sformulowania i tak juz zostalo:):) Odgrywał sie bowiem za jego polskie przezwisko "Ciarny"):)
Poniewaz nastepnego poranka wybywalam na kolejny trekking po Ladakh z Likir do Lamayuru, a potem do Chilling, tego wieczora czekalo mnie jeszcze pakowanie. Od przyjaciol w SnowField dostalam wszystkie niezbedne informacje o samym trekkingu i trasie, a od kochanej rodzinki pierwszy namiar na nocleg w Likir. W koncu wlasnie z tej wioski pochodza:) Tak wiec nie bedzie zle:)
Do zobaczenia na kolejnym trekkingu w nastepnym poscie:):)

3 komentarze:

  1. czekam:) do zobaczenia:) he, he, akurat sie tam zobaczymy...:(

    OdpowiedzUsuń
  2. gdybym nawet sie zdecydowała to kondycyjnie nie dam rady, jednak stara jestem, ale dobrze jest poczytać Ciebie i popatrzeć:)

    OdpowiedzUsuń