czwartek, 2 kwietnia 2009

Delhi z perspektywy turysty:)


Wejscie do Humayun's Tomb - Delhi

Isa Khan Tomb tuz prz wejsciu do mauzoleum



A to czupiradelko, ktore zwiedzalo to miejsce:)




Wejscie do Isa Khan Tomb

Brama, za ktora zanjduje sie Humayun's Tomb

A to juz sam zabytek:) Humayun's Tomb





To slawetny nagrobek, dla ktorego wybudowano ta wielka budowle:)





A to olbrzymie gniazdo pszczol...w samym srodku Mauzoleum:)


Jak sie przyjrzymy trawie zobaczymy tam plaskie cialo kosiarza:) Wygladal przekomicznie:) Jak sztuczny:)















A to typowa kolacja Drahanki w Indiach:):) Nie ma jak pyszne owoce:).. to tak w przerwach w zwiedzaniu:)

Muzeum Narodowe w Delhi... z ciekawa kolekcja!


Galeria zdjec w Gandhi Smriti - miejscu gdzie Gandhi spedzil ostatnie chwile zycia i gdzie zostal zastrzelony w styczniu 1948







To budynek, w ktorym mieszkal i spedzil ostatni miesiac swojego zycia.



A to honorowa sciezka, jaka podazal w ostatnich minutach swego zycia. Dla upamietnienia wskazano kazdy krok.....

W miejscu, gdzie Gandhi zostal postrzelony wybudowano swoisty nagrobek upamietniajacy ten moment.

I swiatynia, do ktorej zmierzal na modlitwe....






A to ja w towarzystwie przesympatycznych Hindusek z poludnia Delhi - Kerala.

Kilka zlotych mysli Gandhi'ego



A tak leniuchuje sie tuz przy India Gate










Kazde miejsce jest dobre na swietna zabawe i bieganine...niemal jak taniec kolorow:)



India Gate o zmroku:)






A to juz przyklad hinduskiej weny tworczej... fontanny w Green Park:)



No i cosik od Ciarnego:)


A to jeden z moich ulubionych melonow..jest znacznie mniejszy i bardzo dobry na zoladek:) Nazywany "kharbooja":)

1-2.04.2009
Przyszedl czas, aby nieco pozwiedzac Delhi...w koncu wiele zakatkow jest mi nadal malo znanych. Pierwszym moim celem zostal Humayun's Tomb (wstep 250 rupii). Jest to mauzoleum cesarza Humayun'a wybudowane w polowie 16-tego wieku. Poniewaz jest to typowy przyklad architektury "Mughal", zabytek w swym wygladzie bardzo przypomina Taj Mahal. W srodku tego wielkiego budynku znajduje sie tylko jeden nagrobek... i pomyslec jak wielkie budowle poswieca sie w Indiach slawnym, badz bogatym..i jak bardzo to kontrastuje z bieda i nedza kraju:(
Niemniej budynek zaurocza, podobnie jak jego otoczenie. Pieknie zagospodarowane ogrody, w ktorych mozna polezec na trawie, odpoczac, odetchnac od halasu i zabiegania Delhi. To mi sie najbardziej spodobalo:):)
Po prawej stronie przy wejsciu do mauzoleum znajduje sie jeszcze jedna ciekawa budowla - Isa Khan. W otoczeniu palm i promieniach slonca ten przyklad architektury "Lodi" rowniez zaurocza:)
Nastepnego dnia wybralam sie do National Museum (wstep 300 rupii). Oczywiscie kamera dozwolona jest za niebagatelna cene 300 rupii, wiec postanowilam zaryzykowac i zostawic jak w muzealnym depozycie:) Cale szczescie po powrocie dostalam ja w nienaruszonym stanie:) Muzeum jest trzypietrowe i zawiera duza kolekcje rzezb, monet, tekstylii, itp. Niektore kolekcje sa naprawde interesujace, inne oczywiscie mniej. Niemniej na pewno warto sie tu wybrać.
Potem jak to na Drahanke przystalo pospacerowalam do Ghandii Smriti (w koncu nabylam mape Delhi, wiec juz jestem madrzejsza:):) Aby tam jednak dotrzec musialam przemierzec dwie ciekawe ulice - Ashoka i Akbar Road. Po obu stronach szerokiej ulicy znajduja sie wielkie posiadlosci, ogrodzone wysokimi murami, z wielkimi bramami, i straznikami na kazdym rogu. To najbardziej luksusowe posiadlosci w Delhi, w wiekszosci należące do indyjskich politykow. Cala okolica porosnieta jest olbrzymia iloscia zieleni i drzew, co rowniez znacznie odroznia ten obszar od pozostalej czesci miasta. Choc jest tu naprawde ladnie, czysto, zielono, to jednak straznicy z bronia na kazdym kroku, specjalne wieze straznicze w rogach posiadlosci, sprawiaja ze czlowiek czuje sie tu nieswojo...moze dlatego, ze w tym momencie jest sie tylko szarym przechodniem i nie mozna sie dostac za brame, gdzie zapewne leja sie rzeki szampanow, stąpa sie po marmurowych podlogach i zyje jak krol badz krolowa?!! Kto wie.. moze to wlasnie powod:)
Po dwudziestu minutach spacerku dotarlam jednak do Ghandii Smriti. To miejsce, gdzie Ghandi spedzil ostatnie chwile swojego zycia. To wlasnie tutaj 30 stycznia 1948 zostal zastrzelony zmierzajac do swiatyni po drugiej stronie swojego ogrodu. Ostatnie kroki "Ojca narodu" zostaly upamietnione poprzez wybudowanie specjalnej sciezki z odciskami stop. Sciezka prowadzi do malego pawilonu przed swiatynia (zwanego Martyr's Column) , gdzie 61 lat temu polegl najwiekszy bohater narodu indyjskiego. Miejsce to jest pieknie zagospodarowane, otoczone piekna zielenia, jak i oddawanym holdem (chociazby koniecznosc zdjecia butow w okolicach nagrobka). Dodatkowo wszedzie wbudowane sa specjalne tablice z najwazniejszymy myslami Gandhi'ego. Jedna z nich wspomina ostatnie slowa przywodcy - 'Hey Ram", co oznacza "O moj Boze"...umarl wiec ze slowami Boga Ram na ustach!
Obok wejscia do Gandhi Smriti znajduje sie rowniez budynek, w krotym Gandhi spedzil ostatnie 144 dni zycia. W tej chwili miejsce to zagospodarowano jako swoiste muzeum, z duza iloscia plakatow, zdjec, opisow ostatnich chwil zycia przywodcy.
Gandhi Smriti wywarlo na mnie naprawde wielkie wrazenie. Polecam!!
Potem Drahanka pospacerowala dalej. Tym razem w strone India Gate. Jak to przystalo na Indie po drodze nie obylo sie bez atrakcji. W ciagu 20 minut zatrzymaly sie trzy luksusowe samochody, z ktorych wysiedli mlodzi, przystojni mezczyzni... co ciekawe z propozycja zaproszenia na kawe..haha.. tak tak.. w ten sposob podrywa sie panie w Indiach:) Musielibyscie tylko zobaczyc ich miny, gdy odpowiedz byla negatywna...Szok, dlaczego nie? Jak mozna im odmawiac?!?! No jak widac mozna:) I ja sie tego nie boje:) Pospacerowalam wiec dalej... az dotarlam do India Gate.
Juz kilka krotnie bylam w tym miejscu, wiec nie bylo to dla mnie wielkie zaskoczenie. Lubie te okolice, bo mozna sobie spokojnie posiedziec na trawie, popodziwiac Brame, poprzypatrywac sie odpoczywajacym Hindusom i milo spedzic czas. Tak tez zrobilam. Najpierw pospacerowalam, potem polezalam na trawie, a na koniec posiedzialam i poczytalam gazetke:)
Gdy jednak sie sciemnilo przyszedl czas powortu. India Gate jest miejscem, gdzie zawsze slysze kosmiczne kwoty za ryksze:) Zgodnie z taksometrem do domu, a wiec na Gautam Nagar powinnam zaplacic okolo 40 rupii. Gdy wiec uslyszalam od pierewszego rykszarza 180 wybuchnelam smiechem. Postanowilam sie przespacerowac 5 minut i nieco dalej zlapac srodek transportu. Wiadomo, ze w tym miejscu sa najwieksi naciagacze. Nie minely jednak 3 minuty, jak podjechal mily rykszarz i bez sprzeciwu zawiozl mnie do domu za 50 rupii. Zdarzaja sie jak widac mili rykszarze, ktorzy nie czatuja na bialych:) Oczywiscie wysiadajac podziekowalam za to, ze nie probowal mnie oszukac...w koncu nie zdarza sie to często:)
W przyszlosci zyczylabym sobie samych takich na mojej drodze:):)

PRIMA APRILIS!!!!
Nalezaloby oddac, jak minal nam slawetny Prima Aprilis:) Haha... ubaw byl nieziemski, przy czym tylko jedna osoba poszkodowana - Manu:):). Oczywiscie w Indiach nie znaja takiego dnia, wiec mialam wielkie pole do dzialania:) Manu poszedl do pracy, a ja po trzech godzinach wyslalam mu wiesci, ze za dwa dni do Indii przylatuje Kacha. Ze niespodziewanie udalo jej sie zabukowac bilet lotniczy "Last minute" i leci... haha.. jak sie chlopak przejal:) Od razu zaczal planowac gdzie pojedziemy, co zrobimy, co musimy dokupic do domu, aby ugoscic goscia:) Ja sikalam ze smiechu jak dzwonil do mnie co godzine z nowym pomyslem. Ale najwiekszy ubaw byl gdy zadzwonil do Kachy do Polski z wyrazmi radosci, ze leci i aby przedluzyla urlop do trzech tygodni, a nie tak jak mu to przedstawilam na dwa tygodnie:) Razem z Kacha wymysliłysmy wkret, wiec ona rowniez umierala, gdy Manu wydzwanial. Taki ubaw mialysmy caly dzien. Gdy wrocil do domu z pracy kontynuowal swoja wizje organizacji Kachy przyjazdu, a ja nie moglam, w glebi umieralam ze smiechu. Poprosilam go jedynie aby zajrzal na jedna strone w internecie, do ktorej wyslalam mu link (Wikipendia z wyjasnieniem czym jest "Fool's Day"). To sie teraz sam ubawil:):):)
Cale szczescie nie zezloscil sie, a wrecz ubawil i nie mogl uwierzyc, ze tak sie dal wkrecic:)
Jak sie potem okazalo wszystkim swoim znajomym poopowiadal, ze przyjezdza kolezanka Iwony, wiec bede dwie Polki w Indiach:)
Biedak musi teraz wszytko odkrecac:):):)
Haha.. nie ma jak kogos wkrecic:) Sukces odniesiony:):)
Kolejna przygoda czeka nas w Lany Poniedzialek... bo Manu rowniez nie jest swiadomy co go czeka...Haha... zakasam rekawy:):)

2 komentarze:

  1. Nie nie... Indie sa przepiekne i milo tu mieszkac, ale swoja przyszlosc widze w Europie:)
    PA Pa

    OdpowiedzUsuń