piątek, 17 kwietnia 2009

Rishikesh i spotkanie z dobrą duszyczką:)


Rishikesh, widok na Ganges o wschodzie slońca:)
Wschód słońca nad Gangesem:)

Ram Jhula i pierwsi przechodnie tego poranka:)



Na moście jest zawsze przyjemnie... wiaterek i tańczące włosy:)
I takich przechodniów spotyka sie na moście:)



Ram Jhula w pełnej okazalości:)





Widok na turystyczną część Rishikesh

Kolejne zdjecia to widok na Rishikesh i Ganges z pokoju w ashramie:)


Światynia w kształcie tortu weselnego - Swarg Niwas and Shri Trayanbakshwar






Jak widać kazdy może być przechodniem:)

Drugi most w Rishikesh - Lakshman Juhla!






Widok na Lakshman Juhla



Rishikesh to slynne miejsce na rafting:) Spływałam w zeszłym roku, więc tym razem tylko sie przyglądalam z boku:)




Laksham Juhla:)












Tu można wypic orzeźwiający i jakże zdrowy sok z bambusa:)




No i Drahnaka na balkonie hotelowym:)
A to my:)
Kazdnego dnia tysiace Hindusów bierze kąpiel w wodach Gangesu. W koncu obok wiary w świetość dzialania wody, ważna jest rowniez higiena osobista:)
Niemal jak kąpiel w wannie:)
Rishikesh to slynne miejsce, gdzie tysiace ludzi przybywa by praktykować jogę:)



A to sławetna Sonja:)
Dwie szurnięte:)
I znow moj cudowny balkonik:)

W drodze do Kunja Puri:)
Widok na Rishikesh... niestety za mgłą:(










Kunja Puri...na czubku tej anteny siedzi odważny elektryk:):)
W oddali widok na Rishikesh

Swiatynia na szczycie Kunja Puri

Kunja Puri i piekny zachód słońca:)

A to nasza piekna taksówka, ktora przemierzałysmy gorskie drogi:)
Typowy dla Indii środek transportu wszystkiego co ciezkie i trudne do udzwigniecia:)


A to juz nasz Ashram... miejsce gdzie spałysmy,a Sonja dodatkowo praktykowala joge:)





Niemal jak sąsiadki:)
Zwariowane duszyczki:)
Widok na Laksham Jhula i główna część Rishikesh

Wody Gangesu:)





14-16.04.2009
Poniewaz Wielkanoc spedzilismy stacjonujac w Gurgaon z przyjaciolmi Manu, moje samopoczucie, jak i moje nierozruszane nogi wezwaly do ruszenia sie:):). Postanowilam wiec odwiedzic moja kolezanke z Danii, ktora kolejne 6 tygodni spedza podrozujac po Indiach:) Sonje spotkalam po raz pierwszy pol roku temu w Puskhar. Spedziłysmy tam trzy przemile dzionki:), przyszedl wiec czas powtorzyc to doswiadczenie:)
Pomysl byl spontaniczny i sam wyjazd rowniez:) Rano poinformowalam Manu, ze wyskocze na trzy dni do Uttaranchal. Byl zaskoczony i mial pewne opory, ale co biedny mogl zrobic:):)
Spakowalam sie na predce i okolo 23-ciej wyruszylismy na dworzec I.S.B.T. Wolę podrozowac w nocy, bo na rano jestem w nowej miejscowosci i nie trace dzionka. Zreszta teraz w Indiach zaczyna byc naprawde goraco (dzisiaj w Delhi okolo 38.5 stopni), wiec nie jest przyjemnoscia telepac sie autobusikiem, przypominajacym saune:):)
Na dworcu udalo nam sie szybciutko zlapac autobus do Rishikesh (koszt - 136 rupii, 8 godz jazdy). Niestety byl niemal pełny, wiec nie dostalam siedzenia jak krolowa, wrecz przeciwnie. Cale szczescie Manu poprosil konduktora i ten jak tylko wyruszylismy w trase przetasowal siedzenia, kilka osob i dostalam normalną miejscówke. Niestety i tak sie nie dalo spac, siedzenie w srodku autobusu, bez oparcia ...to nie dla mnie..(chyba ze z glowa na ramieniu konduktora, a tego za bardzo nie chcialam..Manu mialby cos przeciwko, a i tak biedny, smutny wrocil sam do domu. Ale moze taki wyjazd zrobi nam obojgu dobrze.. w koncu czasem trzeba potesknic...ja zaczelam jak tylko wsiadlam do autobusu, on jak wsiadal do rykszy:(
Tym sposobem nie spalam tej nocy:):)
Do Rishikesh dojechalismy okolo 7-mej rano. Zlapalam ryksze do Ram Jhula (pierwszy most w R.) A potem polgodzinnym spacerkiem podreptalam do Laksham Jhula (drugi most). Poranek byl przecudowny, sloneczko, piekny wschod slonca i odglosy porannych modlow nad Gangesem. Co chwila widoczni Hindusi skupieni na porannej jodze! Bardzo uspakajajacy i napelniajacy pozytywna energia widok:):)
Z Sonja spotkalam sie zaraz po przybyciu do Sri Sant Seva Ashram, gdzie mialam juz zabukowany pokoik z pieknym widokime na Ganges i balkonem, gdzie moglam wygrzewac swoje cialo na sloneczku:) Pierwszy dzien to czas gdy nadrabialysmy zaleglosci w opowiesciach z naszego zycia... w koncu wiele sie wydarzylo od ostatniego spotkania zarowno w moim jak i jej zyciu:) Sonja jest Dunka, ma 69 lat i jest niesamowita postacią. Energiczna, kreatywna, zdolna do wszystkiego.. zreszta czyny mowia same przez siebie.. w tym wieku podrozuje sama jako backpacker po Indiach:):) Nie miala latwego zycia, o wszystko musiala walczyc, zaszla bardzo wysoko w zyciu zawodowym, zrobila wielka kariere w Danii i mogla by teraz lezec na najlepszycgh plazach swiata, spac w najdrozszych hotelach...a jak widac wybrala inna droge. To pocieszajace, ze bez wzgledu na wiek, sytuacje materialna, rodzinna... twoja dusza podroznika sie nie zmienia:):) Dodatkowo mozna jej pozazdroscic takich sil i zaparcia:)
Wiele nas laczy jezeli chodzi o charakter, osobowosc.. moze dlatego stalysmy sie sobie takie bliskie, ze po godzinie potrafilysmy rozmawiac o wszystkim, poczynajac od smiesznych kawalow, po powazne zwierzenia. Ta sila miedzy nami przyciagela mnie wlasnie do Rishikesh:)
Pierwszy dzionek spedzilysmy wiec na pogaduchach, wyglupach, smianiu sie i pysznym jedzonku. Poniewaz w Rishikesh bylam juz wczesniej, moj popęd do zwiedzania zostal zminimalizowany. Przyjechalam nie zwiedzac, a relaksowac sie:) Dlatego spacerowalysmy od jednej restauracji do kolejnej:) Hitem wyjazdu staly sie zimne napoje z limonki i mięty... mniam mniam.. jakze orzezwiajace:):) Spacerowalysmy, siedzialysmy i podziwialysmy widoki na gorki i Ganges. A wieczorem plotkowalysmy do poznej nocy siedzac na balkonie i ogladajac gwiazdy odbijajce sie w tafli Gangesu:):)
Bardzo relaksujacy i sympatyczny dzionek.
Drugiego dnia zaczelo sie podobnie:).. Potem jednak udalo nam sie wyjechac z Rishikesh. Z pomoca Manu wynajelysmy taksowke (700 rupii) i pojechalysmy do odleglego o 30 km Kunja Puri. O tym miejscu nie pisza w przewodniku Lonely Planet i innych, ale jest ono znane wsrod Hindusow - a takie miejsca uwielbiam, bo nie ma tlumow:):) Widoki po drodze byly niesamowite. Wokolo gorki, zielen, cisza, waskia droga i my dwie w taksowce. Bylo pieknie i uspokajajaco:) Kunja Puri to miejsce gdzie na szczycie jednej z wyzszych gorek w okolicy (1700 m) znajduje sie swiatynia. Widok stad rozposciera sie na okolice i powala. Wokolo gory, gory i gory...a w oddali widok na rozlegly Rishikesh:) Niestety przybylysmy tu popoludniu, a tylko rano widac najwyzsze Himalaje.. jak to zawsze bywa. Zostal nam wiec jedynie przepiekny zachod slonca:) Bylo super.
Po powrocie do Rishikesh super kolacyjka i pogaduchow ciag dalszy:)
Co ciekawe na kazdym kroku zadawano nam pytania... czy jestesmy przyjaciolkami, znajomymi..takie pytanie padalo wszedzie..w hotelu, w miejscu gdzie kupuje sie sok na ulicy, w restauracjach.. ludzie nie mogli uwierzyc, ze mozemy sie znac i kolegowac,... "taka roznica wieku?" takie pytanie widzoczne bylo na twarzach wszytkich... a ja chcialam odpowiedziec migiem.. "tak, taka roznica.. i co w tym dziwnego". To naprawde szokujace jak ludzie reaguja..moze to kwestia przyzwyczajenia. Mloda "gori" powinna zazywac zycia, pic, palic, bawic sie z rowiesnikami...a tu niespodzianka:):) No ja zawsze twierdzilam ze jestem inna:):):) Dla mnie Sonja jest niesamowita osobka, z ogromnym doswiadczeniem zyciowym i niesamowitym temperamentem, ktory prowadzi ja przez zycie w taki sposob. Wiek nie ma najmniejszego znaczenia:)
Nastepnego dnia po pysznym sniadanku i milym poranku Sonja wyjechala do Mussoorie. Zastanawaialm sie czy nie pojechac z nia, ale bylam tam niecale dwa tygodnie wczesniej, a poza tym w Delhi na ten weekend przewidziano pewne atrakcje:):) Wiec pomoglam zorganizowac taxi, zapakowac wszystko i pomachalam jej na pozegnanie. To byl naprawde mily czas spedzony razem:)
Potem leniuchowalam nad Gangesem, moczac nogi w swietej wodzie i czytajac ksiazke. Odpoczywalam. Mialam pochodzic po sklepach (Rishikesh jest oazą dla shopoholikow; na kazdym kroku kramy z ciuchami, pamiatkami - wyprodukowanymi glownie pod obcokrakowcow, gdyz Hindusi takich rzeczy nie kupuja), ale jak zwykle moja nienawisc do zakupow wziela gore, nawet mimo scisle okreslonych potrzeb...nie chcialo mi sie.. wolalam poleniuchowac nad rzeka:);)
Wieczorem zjadlam slawetne "mushroom panner" w pobliskiej dhabie, zabralam manatki, pojechalam na dworzec i zlapalam pierwszy autobus do Delhi. Udalo mi sie zalapac na dobre mejsce na przodzie, wiec nawet udalo sie pospac:) Po 7-miu godzinach jazdy, o 3-ciej w nocy dojechalismy do Delhi. Pierwsza lepsza ryksza i po 20 minutach bylam w domu.
Lobuziak czekal steskniony...z minka "Prosze nie wyjezdzaj wiecej":):):) Coz ja jednak moge poradzic na moja podroznicza i towarzyska dusze:):):)

1 komentarz: